trwa cała wieczność, jest niekończącym się koszmarem nadchodzącego i nieuchronnego bólu. <br><page nr=177> Potem się budziłam, a na moim łóżku siedziała mama i trzymała mnie ze wszystkich sił, bo wyrywałam się przez sen i chciałam uciekać. Nic o tym nie wiedząc, skazywała mnie na udrękę strachu. Teraz ten sen w jakimś sensie powraca, ale ja już nie boję się śmierci, nie boję się bólu, wolałabym znowu widzieć zbliżające się do mojej twarzy koło szarej warszawy niż zapadnięte, wypełnione pytaniem oczy tej kobiety. Nie wyobrażam sobie jej płaczu, krzyku, spazmów, to wszystko już widziałam i jeszcze wiele ponad to. Tkwi we mnie tylko ta