to jednak zupełnie co innego tak oto sunąć po ciemku, wypatrując nikłego światełka na fali.<br>Nie ma brzegów, nie ma nieba ani rzeki - nic, tylko czarne skrzydło żagla i mżący świetlik bakanu, dyndający zwodniczo, raz tu, raz tam - jest i znowu przepadł.<br>I dźwięków nie ma żadnych poza szmerem deszczu, poza wody bulgotem pod dziobem, co zdradza przynajmniej jakiś ruch, że się płynie - i to gdzieś wysoko, po nieznanych roztoczach bez kresu i dna.<br>Bardzo przykro jest wtedy ocknąć się raptem od wstrząsu łodzi, która dotknęła dna. I schodzić w zimną wodę szukając po omacku zgubionego nurtu, i spychać swój statek