Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
nosić na co dzień sztywne chomąta i mankiety wylatujące przy żywszej gestykulacji z rękawów; niechby spróbowali oddawać sztywną bieliznę do spółdzielczych pralni; niechby...

Ale wróćmy do Tekli.

Któregoś dnia, gdy prała, musiała być szczególnie rozdrażniona. Cygańskimi swymi oczami łypała groźnie na Krysię, która wyskrobywała ze słoika resztki powideł i łaskawie pozwalała mi od czasu do czasu oblizać łyżeczkę. W pewnej chwili na płycie zagatował się kociół z bielizną i krople wrzątku prysnęły na plecy Tekli. Syknęła tylko, odwróciła się do nas i wycedziła ze złością przez zęby:

- Idźcie sohie! Idźcie stąd! Jesteście takie same czerti jak wasza matka! Nie ma czego
nosić na co dzień sztywne chomąta i mankiety wylatujące przy żywszej gestykulacji z rękawów; niechby spróbowali oddawać sztywną bieliznę do spółdzielczych pralni; niechby...<br><br>Ale wróćmy do Tekli.<br><br>Któregoś dnia, gdy prała, musiała być szczególnie rozdrażniona. Cygańskimi swymi oczami łypała groźnie na Krysię, która wyskrobywała ze słoika resztki powideł i łaskawie pozwalała mi od czasu do czasu oblizać łyżeczkę. W pewnej chwili na płycie zagatował się kociół z bielizną i krople wrzątku prysnęły na plecy Tekli. Syknęła tylko, odwróciła się do nas i wycedziła ze złością przez zęby:<br><br>- Idźcie sohie! Idźcie stąd! Jesteście takie same czerti jak wasza matka! Nie ma czego
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego