tyłu, wszyscy do tyłu! Półpiętro, okno, klękaj, odbezpiecz, i w dół. Łup! Chwila ciszy, ale tamci wracają. Krzyczą. Drugi strzał powala kilkunastu jednocześnie. Piekielny podmuch smaga twarz. Piecze jak cholera. Pierwsza myśl: z gęby pewnie strzępy. Olać to. Goście na dole smażą się jak steki. Następna fala nie przyjdzie tak prędko. Strzelają w półpiętro. Myślą, że granaciarz ciągle tam siedzi. Ale ja jestem już z powrotem na dachu. Widzę, że jestem sam. Wszyscy dookoła nie żyją. Za rogiem zrujnowanej nadbudówki masakra. Jeden człowiek bez rąk i nóg, dogorywa. Drugi żywy, otępiały, klęczy nad jakimś ciałem. W rękach trzyma serce, któreÉ ciągle