mu się wydobyć ani słowa. Spróbował jeszcze raz i nic. Machinalnie dotknął ust... Lecz zamiast nich poczuł zrogowaciałą skórę. Wargi zrosły się i zasklepiły na amen. Koszmar. Co gorsza, nogi miał z ołowiu, ciężkie i wrośnięte w posadzkę niczym gruby korzeń stuletniego drzewa. Uciec nie było szansy, dlatego usiłował czym prędzej rozerwać błonę. Darł palcami policzki, ciągnął za brodę, bez skutku.<br>- Chcesz coś powiedzieć? Gdzieś pójść, a może uciec? - drwiąco spojrzał na niego Północny. - Uspokój się, już nie musisz nic mówić i nigdzie uciekać. Wszystko, co miałeś do powiedzenia, już powiedziałeś. Swoją drogą, niewiele tego było. Teraz spokój, od teraz tylko