ich dotykiem wypieszczony.<br><br>Myśliwca i mechaników przenikało jedno wspólne, głębokie uczucie: on i oni kochali zapamiętale swój samolot. Lecz ich kochanie nie było jednakie: podczas gdy mechanicy wszystko w tej miłości dawali, nic w zamian nie biorąc, on, myśliwiec, przeciwnie, wszystko brał, tylko brał: porywał samolot jak pannę w górę, promieniał zwycięstwami, zbierał laury. Był jak okazały kwiat albo ponętny owoc, który budził głośny podziw i dla którego były pieśni, zaszczyty, słońca. Oni, mechanicy, byli jak skromne korzenie tego kwiatu, niezbędnie potrzebne co prawda do jego rozkwitu, lecz zacienione, bez promieni. I bez zaszczytów. Po prostu: szare korzenie.<br><br>Nie było chyba