stosowały bardziej radykalne formy leczenia mnie ze zdradzieckich pomysłów.<br><br>Wspomnienia z florenckiej wyprawy, przywoływane przez fotografie, to przede wszystkim światło. Światło na jej twarzy. Łagodne, miękkie, wygładzające wszelkie nierówności i czyniące ją szczęśliwą i wypoczętą. Patrząc na zdjęcia, nikt nie przypisałby Małgosi trzydziestu siedmiu lat i pięciorga dzieci. Rozświetlona wewnętrznym promieniowaniem i ciepłem twarz nie wymagała ani grama pudru: delikatnie zarumienione policzki, oczy, w których igrały figlarne iskierki i powietrze, dużo powietrza - wilgotnego, łagodnie pieszczącego jasne krótkie włosy, relaksującego skórę, pozwalającego odetchnąć płucom.<br>Zmęczona latami małżeństwa, porodami, opieką nad dziećmi pełnymi żądań i wciąż nowych pomysłów, odzyskiwała piękno. Jakby całe życie