święci, Lary i Penaty. A ja byłem prawdziwym, ulubionym dzieckiem - jedynym w rodzinie. W rodzinie, która dzieci nie miała, przynajmniej w pobliżu. Więc czułem się tam fantastycznie.<br>Uczuciem, jakie ogarniało mnie zawsze, gdy - przechodząc na palcach dookoła domu, zgarbiony pod oknem cioci Celiny - docierałem od ogrodu na werandę, przez którą prowadziło wejście do cioci Zosi i Babuni - była miłość i wolność. Niektórzy mówią, że te dwa uczucia się wykluczają. Tam jednak świetnie się uzupełniały. Cioci zawsze mogłem wszystko powiedzieć - od dwói z matematyki, poprzez zawód miłosny związany z Jolą D., kończąc na awanturach z matką. Bynajmniej nie akceptowała wszystkiego - ale nawet