nieprawnie podszywających się pod szlachectwo. Gdyby żył dzisiaj, pracowałby nad wykazem dygnitarzy, bezprawnie posługujących się tytułem profesora.<br>Nieraz tych godności bywa tak dużo, że wręcz rozsadzają bilet wizytowy; z prawdziwym przeto rozczuleniem przyjąłem niedawno <page nr=338> jeden z nich, stanowiący dowód chwalebnej skromności. Po nazwisku, powiedzmy Jan Kowalski, widniały tylko słowa: osoba prywatna.<br>Tytulaturą, zarówno w XVII stuleciu, jak i obecnie, nie gardzi wyższa hierarchia duchowna; jeden z młodych księży pokazywał mi z goryczą sprawozdanie, w którymś z pism diecezjalnych, gdzie na jednej stronie aż siedemnaście razy został wymieniony tamtejszy dostojnik, za każdym razem jako Jego Ekscelencja ksiądz biskup taki a taki. Mój