samolotu. Klęczę przy oknie domyślając się w białych nitkach - szos, w ciemnobłękitnych plamach - jezior. To już Ameryka. Z tą ziemią łączą mnie tylko listy, kilka zapisanych kartek papieru, kilka imion i nazw. Ten kraj jest mi obcy i nie znam ludzi, od których zależy moja przyszłość.<br>Pod skrzydłem samolotu jasnoszary, prześwietlony zachodem New York. Nie sądziłam, że zobaczę go tak nagle. Chwytam popielaty zarys wyspy zapadającej w błękit - ocean, błysk słońca na iglicach wież. Zwarta masa budynków ciemnieje, rozstrzela się, pomiędzy domami widzę pojedyncze drzewa. Samolot zniża się gwałtownie.<br>Lądujemy. Stewardesa gestem nakazuje zapiąć pasy, przez chwilę walczę z klamrą, zaciągam