jak do rannego wstawania. Bo<br>tylko ta wiara moja mogła nas teraz dla siebie zachować, ta wiara stała<br>się jedynym przybytkiem naszej wzajemności, odnajdywałem go w niej, jak<br>go teraz w pamięci odnajduję, w nieustannej za nim tęsknocie, więc może<br>była bardziej mnie niż jemu potrzebna. Znajdowałem w niej jakąś<br>przedziwną, choć przecież fałszywą pociechę, może nawet ocalała mnie ta<br>wiara, bo przecież sam sobie zostałem, jak palec sam, i tym bardziej<br>sam, że z nim w to nieszczęście spowitym na moich oczach, oddalonym ode<br>mnie, od świata, od siebie samego przedzielonym tym nieszczęściem<br>swoim. A i jemu nie chciałem także