izbie, bo i koło chorej trzeba było wszystko zrobić, <br>i sprzątnąć, i uprać, i ugotować. Toteż <br>rzadko tylko i na krótko wychodziła z dziećmi do ogrodu. <br>Pewnego dnia jednak, pod wieczór, matka usnęła jakoś <br>spokojniej, Adela umyła naczynia po obiedzie, zamiotła izbę <br>i zabrała dzieci na podwórze, żeby jej nie przeszkadzały. <br>W ogrodzie było cicho, bo większość dzieci porozchodziła <br>się już do domów. <br><br>Słońce świeciło ukośnie przez gałęzie. <br><br><br>Żółte liście szeleściły pod nogami. <br><br>Adela usiadła na ławeczce i odpoczywała. <br><br>Jakiś dziwny spokój spływał na nią od tej ciszy <br>jesieni, zapachu gnijących liści i wieczornego chłodu. <br><br><br>I kiedy Krysia usiadła obok niej