przeciągnęła. Szli noga za nogą, ona jak zwykle dumna i wyprostowana,<br>chociaż widzieli niektórzy, że w oczach miała szklisto. On przytulony<br>do niej jeszcze bardziej niż zywkle, toczący się po jej drobnych<br>krokach, z głową opuszczoną ku ziemi, jakby nie miał siły iść, a tylko<br>ona podciągała go, coraz mocniej przyciskając jego rękę uwieszoną u jej<br>łokcia.<br> W dobrą chwilę za nimi wyszli z kościoła tamci trzej. Zaraz za<br>progiem nałożyli beretki, obciągnęli mundury, pasy i zaczęli iść krok w<br>krok za burmistrzem i burmistrzową, nawet jakby starając się trafiać w<br>drobne kroki burmistrzowej. Szli cichutko, choć od drzwi kościoła do