mogłem też zapomnieć, że przecież na początku, kiedy to było możliwe, obiecał mi pomóc. Że nawet dziś Przyjął mnie jeszcze, nie odwlekając nieprzyjemnego dla siebie spotkania, powiedziałem z zaciśniętymi zębami:<br>- Czekam, czekam na to moralne wsparcie.<br>Ksiądz pochylił głowę jeszcze niżej. Trwał tak przez chwilę sztywno, w milczeniu. Ręce splecione przyciskał do stolika, który nas dzielił. Nie wiedziałem, czy się namyśla, czy modli, czy przemaga. Ale chyba to ostatnie! Niewątpliwie on też najchętniej poszedłby sobie, nie przyzwyczajony do tego, by ktoś taki jak ja, przyjmowany w rozmównicy, oponował mu, i do tego krzykliwie, sarkastycznie. W pewnym momencie jego mała, kształtna głowa