nazwisko <orig>zanonimizowane</>) po Tatrach, do którego zachęcali także inni agitatorzy. Pamiętałam, że na zdjęciach patron chodził pochylony do przodu, z rękami splecionymi za sobą, w tużurku z rozwianymi połami, tak że w górach tylko się potknąć i runąć. Zamiast tego pojechaliśmy nad jezioro pod namiot, komary cięły, a tatarak grał, przyciskany do ust, jak klarnet. Niedaleko nas rozłożyło się wesołe towarzystwo z łódką i alkoholem. Trudno nam było odmówić. Jeśli nie napijesz się z pijakiem, to tak, jakbyś go spoliczkował. Nie szukaliśmy zwady.<br>W końcu lipca Anna wyjechała bez słowa, na szczęście miałem adres. Napisałem długi list, siląc się na dowcip