powrotu, na miast, w którym zdążyłem spędzić szczęśliwie i beztrosko moje dzieciństwo i młodość. Nie, chyba nie z Wału... To musiał być jakiś inny punkt, położony wyżej, bo dający możność ogarnięcia miasta spojrzeniem znacznie szerszym, rozleglejszym - od Wierzbna po Młociny, od Woli po Powiśle. Może to był po prostu praski przyczółek Mostu Poniatowskiego? Nie. Już wiem. Owym punktem wydaje mi się to wzniesienie, a którego dzisiaj patrzę na tamtą Warszawę, o pół wieku wyższe od tamtego sprzed lat. Dlatego widzę ją całą, lewobrzeżną, tuż przed pierwszym aktem jej całopalenia, kiedy pierwsi podpalacze zaczęli przykładać płomień do stosu, na którym została. Świadczyły