zagarnął całej stolicy dla siebie i wpuścił do niej partyzantów z kilkunastu zbrojnych partii. Z wyjątkiem Hekmatiara. Może rzeczywiście nie chciał wojny w mieście. Może bał się sięgnąć po łup, wiedząc, że straci wówczas wszystkich przyjaciół, którzy jeśli nawet nie staną się zaraz jego wrogami, to przynajmniej się do nich przyłączą. A może naprawdę chciał sprawiedliwie podzielić się władzą z innymi, aby stworzyć zgodny, dobry rząd. To ostatnie wytłumaczenie najmniej trafiało Afgańczykom do przekonania.<br>Otwierając miasto dla wszystkich partii świętych wojowników, Massud dał sygnał do jego rozbioru. Partyzanci na wyścigi zajmowali gmachy ministerstw, hoteli, fabryk, szkół - wszystko, co nie należało do