mną włącznie, wyższe od niej o głowę.<br> Każdy mógłby ją przewrócić jednym palcem.<br> Otoczył nas wianuszek gapiów.<br> Na widok zbiegowiska i Chochlika w środku natychmiast zdołałem<br>się uspokoić.<br> Markiz zresztą też, choć patrzył bacznie, jak się zachowam, co<br>powiem.<br> Widocznie poczuwał się do winy.<br> I spoglądając uważnie, zastanawiał się, czy przypadkiem nie sypnę<br>go ze złości przed zaintrygowaną siostrą na dyżurze, mizernym<br>Chochlikiem, za którym stał potężny autorytet naszego szpitala.<br> - Co się dzieje, panie Krzysiu? - dopytywała się nieustępliwie, choć przecież <br>nic już się nie działo.<br> - Co to było takiego?<br> - Dyskurs - odparłem uśmiechając się niewinnie.<br> - Dyskutowaliśmy, siostrzyczko.<br> Spojrzała na mnie spod oka