Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
mną włącznie, wyższe od niej o głowę.
Każdy mógłby ją przewrócić jednym palcem.
Otoczył nas wianuszek gapiów.
Na widok zbiegowiska i Chochlika w środku natychmiast zdołałem
się uspokoić.
Markiz zresztą też, choć patrzył bacznie, jak się zachowam, co
powiem.
Widocznie poczuwał się do winy.
I spoglądając uważnie, zastanawiał się, czy przypadkiem nie sypnę
go ze złości przed zaintrygowaną siostrą na dyżurze, mizernym
Chochlikiem, za którym stał potężny autorytet naszego szpitala.
- Co się dzieje, panie Krzysiu? - dopytywała się nieustępliwie, choć przecież
nic już się nie działo.
- Co to było takiego?
- Dyskurs - odparłem uśmiechając się niewinnie.
- Dyskutowaliśmy, siostrzyczko.
Spojrzała na mnie spod oka
mną włącznie, wyższe od niej o głowę.<br> Każdy mógłby ją przewrócić jednym palcem.<br> Otoczył nas wianuszek gapiów.<br> Na widok zbiegowiska i Chochlika w środku natychmiast zdołałem<br>się uspokoić.<br> Markiz zresztą też, choć patrzył bacznie, jak się zachowam, co<br>powiem.<br> Widocznie poczuwał się do winy.<br> I spoglądając uważnie, zastanawiał się, czy przypadkiem nie sypnę<br>go ze złości przed zaintrygowaną siostrą na dyżurze, mizernym<br>Chochlikiem, za którym stał potężny autorytet naszego szpitala.<br> - Co się dzieje, panie Krzysiu? - dopytywała się nieustępliwie, choć przecież <br>nic już się nie działo.<br> - Co to było takiego?<br> - Dyskurs - odparłem uśmiechając się niewinnie.<br> - Dyskutowaliśmy, siostrzyczko.<br> Spojrzała na mnie spod oka
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego