Kalias, pochylony nad uchem Polluksa, szeptał mu o swoim odkryciu. Polluks słuchał początkowo z niedowierzaniem, potem zbladł. Zajęci rozmową nie zwrócili uwagi na wezwanie Sotiona, który powtórzył niecierpliwie:<br>- Kaliasie, chodź tu!...<br>Polluks ścisnął przyjaciela za rękę.<br>- Spokój, spokój! - szepnął rozkazująco.<br>Kalias zgarbiwszy się jak uczeń, który niezasłużenie idzie odbierać karę, przysunął się ku przodowi i stanął przed stołem. Mimo opuszczonych powiek poczuł na twarzy świdrujący, baczny wzrok Milona. Sotion zdjął ze ściany lutnię i poddał takt. Kalias rozpoczął deklamację. Mówił cicho, niewyraźnie, drżącym głosem. Sotion uderzył mocniej w struny i powiedział gniewnie:<br>- Cóż to, Kaliasie, dzisiaj tak źle deklamujesz? No, wyraźniej i