ustawiali stół nakryty plastykowym białym obrusem. Nawrócony siwy gitarzysta w dżinsach i hiszpańskich kowbojskich butach grał i śpiewał sentymentalne tanga. Te same, co przed nawróceniem, tylko a-mor odnosiło się teraz do Boga i rymowało z do-lor i Salva-dor. I nie tańczyło się, tylko słuchało w zadumie, nieznacznie przytupując.<br><br>Domek stał w nie zabudowanej zielonej strefie między torem kolejowym, którego już nie używano, a freewayem, którego szum przypominał morze. Mieli w ogrodzie pomarańcze, grejpfruty, guawy, papaje. Stąpali po złocistych słodkich nisperos, których nie nadążali zbierać. Benito wchodził po drabinie na dach, a z dachu na drzewa. Ręce i nogi