prezenty. Ptaki, myszy jeszcze żywe, ruszające się. Raz przyniósł szczura, kiedy indziej kreta. Leżałam w ciemności sparaliżowana, słuchając odgłosów walki z czymś, z obrzydzeniem słuchając, jak to coś zjada. Rano bałam się spojrzeć w to miejsce. Najczęściej Edward już posprzątał... Założyłam Kubie na stałe dzwoneczek na szyję, żeby ratować przynajmniej ptaki.<br>Przychodził tylko do mnie, rozmawiał tylko ze mną, jak z gołębiami (nauczył się gruchać jak gołąb), siedział na stole, kiedy jadłam i wyciągał pazurem najlepsze kawałki, nawet z zupy. Czekał na mnie, niezmienny w swoim uczuciu, nawet rok, kiedy byłam we Francji. Miał "odbicia", jak mówił mój mąż, momenty szaleństwa