jabłkami i zieloną wodą. Niebo jak z westchnień pensjonarki, błękitne, idealne i żarliwie niewinne. Z patefonu Andrzej Bogucki, przymilał się i śpiewał A mnie jest szkoda lata. Na parkanie afisz LOPP. On nosił się na biało, jak do tenisa, oryginalne angielskie spodnie, skarpety z granatowym szlaczkiem, koszula z krótkim rękawem, pulower w głęboki serek, miękkie buty z okrągłymi noskami, spacerowo, trochę to drażniące, pozerskie, zgodził się, bo ona nalegała. Czuł się jak podstarzały lowelas, tym bardziej że ona wyglądała świeżo i wyjątkowo młodo. Ale to uczucie sprawiało mu przyjemność. Jeszcze jedno, miał świadomość, że bardzo łatwo nabywa zwyczajów fircyka. Róża była