Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
gatunki z Kanady, z Australii, z Południowej Ameryki... A jeść będziecie lepiej niż w Petersburgu u "Niedźwiedzia"... Jelisiejew od nas przecież sprowadza szparagi. Słowo daję... Takich szparagów nie ma nawet w Paryżu...

Po ostatnim zastrzyku morfiny matka zapadła w sen który trwał już przeszło czterdzieści godzin.

Doktor Karawajew znów zbadał puls, serce, policzył oddech... Wychodząc powiedział do ojca półgłosem, żeby zdjął matce obrączkę, bo potem palce stężeją.

- Czy nie ma już żadnej nadziei? - zapytał ojciec.

- Raczej żadnej... Uważam nawet zastrzyk kamfory za zbędny... Cóż... Można by jeszcze wezwać chirurga... Ale... Nie widzę żadnej szansy.... Zresztą jak pan uważa...

Ojciec opadł w
gatunki z Kanady, z Australii, z Południowej Ameryki... A jeść będziecie lepiej niż w Petersburgu u "Niedźwiedzia"... Jelisiejew od nas przecież sprowadza szparagi. Słowo daję... Takich szparagów nie ma nawet w Paryżu...<br><br>Po ostatnim zastrzyku morfiny matka zapadła w sen który trwał już przeszło czterdzieści godzin.<br><br>Doktor Karawajew znów zbadał puls, serce, policzył oddech... Wychodząc powiedział do ojca półgłosem, żeby zdjął matce obrączkę, bo potem palce stężeją.<br><br>- Czy nie ma już żadnej nadziei? - zapytał ojciec.<br><br>- Raczej żadnej... Uważam nawet zastrzyk kamfory za zbędny... Cóż... Można by jeszcze wezwać chirurga... Ale... Nie widzę żadnej szansy.... Zresztą jak pan uważa...<br><br>Ojciec opadł w
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego