pegeerowskiego dworu, poszedłem za nimi, onieśmielało mnie tu wszystko, nawet nerwową uprzejmość Smoka, przesadną i roztargnioną zarazem, jakoś odmienną niż zwykle, odbierałem nienaturalnie, z pokorą i ukradkowym chełpliwym baczeniem, by te jego asystenty i sługusy usłyszały, że jesteśmy ze sobą po imieniu, męczące to było, ta kombinacja usłużnego poniżenia i pychy, więc wolałem z Nel, ona ze swym śmiałym czołem nie tkniętym przez myśl imponowała mi świetnym samopoczuciem i swobodą wśród papuziej i małpiej bandy przebierańców, choć i towarzystwo Nel miało swoje ale, to ona, a nie ja, była tu w prawie, ja tylko na wskroś nieważnie w tej sytuacji byłem