centralną sprężyną całego tego mechanizmu, który mimo woli uszkodził.<br>Sala nie różniła się w zasadzie niczym od baru przeciętnego domu publicznego ze stolikami i pianolą, która grała teraz w tempie tak powolnym, że pomiędzy poszczególnymi tonami podskakujących klawiszy Pierre słyszał próżnię, szum spadającej kropli-molekuły czasu.<br>Pod ścianami, w cieniu rachitycznych palm w zielonych wiaderkach, wykwitały rzędami nakrapiane muchomory stolików. Środkiem w leniwych, rozłożonych na atomy ruchach, jak w filmie upowolnionym, krążyło kilkanaście nagich, przysadzistych kobiet. Tłuste, obrzękłe ich ciała zdawały się z trudem przezwyciężać opór powietrza, kołysane na jego elastycznych poduszkach, wśród płaskich, zgęszczonych obłoków tytoniowego dymu, niby ciała renesansowych