przeniósł się na nieufność wobec drogi.<br>Tak zawsze zresztą było, że swoje udręki, a przynajmniej te, wobec<br>których czuła się bezradna, przenosiła jakby w inną, łagodniejszą<br>sferę, na inne przypadki, inne okoliczności czy inne osoby, a często<br>zmieniając na zupełne przeciwieństwa. Toteż najdotkliwsze cierpienie<br>mogło się u niej objawiać jako radość życia.<br> Kiedy pierwszy raz miałem przyprowadzić do naszego domu Annę, a<br>właściwie do naszej sutereny, najpierw udała zdziwienie, jakby w<br>najśmielszych wyobrażeniach nie spodziewała się tego. A potem z dnia na<br>dzień zaczął w niej narastać coraz większy niepokój, lecz nie ten,<br>który naprawdę w sobie czuła. Zamartwiała się, czy posprzątała