Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
jej wielką radość.

- Siadajcie, kochani, najmilsi... Myślałam, że wszyscy o mnie zapomnieli. Tyle mam sióstr, braci... I cóż z tego? Nikt nie przyjechał, żeby zobaczyć moją córeczkę... Jedna tylko mama była przy mnie. Ale zaraz wyjechała, bo ojciec leży chory... Tak się martwię, tak się boję, czy to nie jest rak...

W mieszkaniu unosił się zapach pieluch, mleka, rumianku i spirytusu.

- Waria, czy można tam wejść? - zawołała Polina.


Zaprowadziła nas do sąsiedniego pokoju i uchyliła muślin okrywający kołyskę.

- Jak wam się podaba moja Magdalenka? Podobna do Leonida... Prawda? Jego noś... oczy...

W kołysce leżało coś pomarszczonego, coś, co przypominało starego karzełka
jej wielką radość.<br><br>- Siadajcie, kochani, najmilsi... Myślałam, że wszyscy o mnie zapomnieli. Tyle mam sióstr, braci... I cóż z tego? Nikt nie przyjechał, żeby zobaczyć moją córeczkę... Jedna tylko mama była przy mnie. Ale zaraz wyjechała, bo ojciec leży chory... Tak się martwię, tak się boję, czy to nie jest rak...<br><br>W mieszkaniu unosił się zapach pieluch, mleka, rumianku i spirytusu.<br><br>- Waria, czy można tam wejść? - zawołała Polina.<br><br><br>Zaprowadziła nas do sąsiedniego pokoju i uchyliła muślin okrywający kołyskę.<br><br>- Jak wam się podaba moja Magdalenka? Podobna do Leonida... Prawda? Jego noś... oczy...<br><br>W kołysce leżało coś pomarszczonego, coś, co przypominało starego karzełka
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego