naukowca, którzy nie cierpieli jej męża. Pan domu wrócił w oznaczonym czasie zdezelowaną syrenką, żona podała kawę, a on wyciągnął dość opasłą teczkę z nieźle uporządkowanymi dokumentami. Sprawiał wrażenie, że prezentuje ją dziennikarzowi już nie po raz pierwszy.<br>- Pisał już ktoś o tym? - spytałem.<br>- Rozmawiałem w "Dzienniku Łódzkim", ale to reakcyjna gazeta, wysłuchali, ale nie opublikowali - na pewno pani profesor ma i tam swoje chody. Panie, to pajęczyna - wszędzie znajdzie pan jakieś powiązane z nią nitki. Potem poszedłem do "Głosu Robotniczego" - obiecali się zająć, nawet jakąś notatkę wydrukowali, że w naszym instytucie szykują się spore zmiany programowe, a nawet personalne - nie