1999 roku Kaziński zrobił setki zdjęć. Niektórzy jego sąsiedzi płacili mandaty lub po kilka razy stawali przed sądem. On sam mówi, że na nikogo nie polował, nie siedział w oknie, wypatrując kolejnej ofiary. Ot, po prostu - kiedy wracając swoim czerwonym mustangiem, musiał wyminąć stojący na chodniku samochód, wyciągał aparat i robił zdjęcie. Na fotografii znalazł się też samochód Tomasza Łuczaka. Lekarz jeden mandat zapłacił, drugiego nie przyjął. Odwołał się do sądu grodzkiego, bo twierdzi, że Kaziński zrobił zdjęcie samochodu wtedy, gdy przyjechał po żonę w ciąży. Musiał ją szybko odwieźć do lekarza. - Miałem świadomość, że łamię przepisy, ale czasami nie da się