miał żony. Wywieziona do Niemiec na roboty - zginęła w czterdziestym czwartym, jesienią, na parę miesięcy przed wyzwoleniem, kopnięta w brzuch przez potężnego konia-perszerona na podwórzu cukrowni w Meklemburgii. Lewandowski chodził wtedy z partyzantką w lasach kozienickich. Taka już, widać, do końca była przepisana dola temu małżeństwu, w którym lata rozłąki i pożycia zmieniały się jak innym pory roku <page nr=33>.<br> Z fotografii patrzyły wierne, pełne spokojnej determinacji oczy kobiety, której obecność w życiu Lewandowskiego zawsze była - także za jej życia - czymś niezupełnie realnym. Dzięki temu mógł z nią i teraz - z nieobecną - rozmawiać codziennie tak, jak wówczas, przed wojną, gdy odsiadywał swoje