Zamyślił się, podrapał w głowę przez czapkę i powiedział:<br>- Polaków ratuje Matka Boska, oni się już tylko gównem mogą ratować.<br>Przyprowadziliśmy przerażonego Francuzika do przytomności. Wytłumaczyłem mu, że jest wśród przyjaciół i że pójdziemy razem. Poczęliśmy się czołgać blisko siebie. Trwało to z pół godziny, szczekały jakieś psy, parę razy rozległa się salwa karabinów. Musieliśmy już minąć granicę, ale czołgaliśmy się dalej, wreszcie las począł się przerzedzać, aż znaleźliśmy się u stóp nagiego, trawiastego pagórka. Wówczas wstaliśmy i, pochyleni, pędem puściliśmy się pod górę, aż znaleźliśmy się na szczycie. Usiedliśmy zdyszani. Rozejrzałem się wkoło. Jaki kilometr za pagórkiem bielił się szlaban