żadnej z tych rzeczy, które się mówi żywej, prawdziwej kobiecie. <br>"Zdrada, znowu zdrada..." - zakołysało się, zakotłowało, zaszumiało w Róży od przeczuć, od objawień, od bolesnych świateł. Więc może nie zrozumiała w Królewcu? Więc tamto znaczyło co innego! To ona sama - oszalała z czekania i z krzywdy - napełniała krwią obojętne słowa, rozpaliła w sobie wspaniałe ognie! A jednak nie mogła chyba pomylić się tak wariacko? Gdyby oczy Gerharda, dłonie Gerharda były oczami i dłońmi upiora, jakaż byłaby przyczyna, jaki sens okrutny przebudzenia Róży? <br>Zlekceważyła córkę. Kupiła czerwony żakiet i za jasne palto. To ziściło się - odrzuciła czerń. Nie dostojeństwo, jak chciała Marta