się już bez oporu, bez wszechobecnego buntu, do nowej roli. Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że nie jest to w gruncie rzeczy nic nowego, codziennie stawałem przed wyborem i za każdym razem odrzucałem możliwość oddania siebie komuś innemu, ponieważ wiedziałem, że nie mogę działać przeciw sobie, doprowadzać do takiego rozziewu, a jednocześnie nie zauważałem, że jestem pełen sprzeczności, dla mnie liczyła się wtedy wyłącznie sprzeczność, którą sobie uświadamiałem i której się obawiałem, ta najbardziej zewnętrzna, powierzchowna. <br><br>Wszystko bezpowrotnie ginie, ulega rozproszeniu w wewnętrznym mroku bycia tylko ze sobą. <br>Wydawało mi się niepojęte, że moja izolacja, w pełni rzeczywista i autentyczna