wtedy myślałam tylko: to j e s t koniec; i słyszałam jego słowa - dojdziesz do krawędzi, dojdziesz do krawędzi - zagryzałam wargi, nareszcie mówię: - Moja sakwa została w wąwozie. - On powiedział: - Poszukam jej, bo może się stoczyć. Odszedł. Wstałam zaraz. Do przepaści kilka kroków.<br>Wychyliłam się, patrzę w dół: gdyby tam runąć, pewna śmierć.<br>Uklękłam i zaczęłam powoli osuwać się na skraj zbocza, szepcząc modlitwę: - Boże, odpuść mi moje grzechy, a jeśli się ośmielę i popełnię jeszcze ten grzech ostatni Bóg widział, że nie miałam już innego wyjścia.<br>Nie, nie chciałam skoczyć w urwisko, ale z tych kęp zeschłej trawy nad przepaścią