kiepsko było z jego zdrowiem, mizerota, a jednocześnie niesamowicie twardy. W redakcji inni gadali, obijali się, znikali; Tadeusz zjawiał się punktualnie, siadał za biurkiem, które stało w najbardziej hałaśliwym punkcie redakcyjnego pandemonium i pisał albo ... kleił samolociki. Jedno i drugie z jednakową pasją. Samoloty (modeliki) były robione ściśle według technicznych rygorów. Na samolotach też się znał. Myślę, że te samoloty łagodziły napięcie z jakim pisał. Lubił swoje teksty. Pieścił je, poprawiał, modelował jak samolociki. I lubił je, wiedział, że są dobre. Liczył się z krytycyzmem czytelnika. Kiedyś brutalnie zdyskwalifikował jakiś mój tekst. Powiedział: po czymś takim powiedzą, że jesteśmy camera obscura