nie splatających się, demonstracyjnie osobnych. Patrzyliśmy na pracę milczącego człowieka spawającego na scenie pręty do szerokich podstawek, ustawiane potem w łan metalowych trzcin. Z głośnika <orig>chrypił</> poemat Yu Jiana, beznamiętny opis manipulacji społecznej. Nakładał nań swój monolog - już na żywo - współtowarzysz pracy spawacza, opowiadający o życiu swoim i ojca, o rytuale uczenia się na pamięć życiorysów, gdzie nie wolno było się pomylić nawet o słówko, o upokorzeniach tak wtopionych w życie, że już nierozpoznawalnych. Smutna dziewczyna obsługiwała zdezelowane maszyny: magnetofon z poematem, projektor z którego odtwarzano naturalistyczne sceny z operacji, jeśli dobrze rozumiem, na sercu małego dziecka. Potem siedziała milcząc na