Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
przemierzam rozległe pomieszczenie, chyba luk, stanowiące naszą wspólną sypialnię, i wybiegam na pokład, i staję przy relingu, i wpatrzony w umykające wstecz fale, lekko tylko spienione, biegnę w przeszłość, i wyobrażam sobie, i widzę przed sobą zaśnieżone leśne pustkowia wokół Panina, ślady sań wdzierających się w stężałą od mrozu biel, rżenie koni, tej komandirowskiej dwojki, biegnącej żwawo w puchową głąb dalekiego duktu, a więc nie trzeba nimi powozić, a na baranich skórach Ludka i ja, i ta zima naszego oczarowania i zachwytu, i nie wiemy jeszcze, że nie minie kilka miesięcy, a powiemy sobie:
- Proszczaj, miłaja, wsiego tiebie samogo łuczszego...
- Proszczaj
przemierzam rozległe pomieszczenie, chyba luk, stanowiące naszą wspólną sypialnię, i wybiegam na pokład, i staję przy relingu, i wpatrzony w umykające wstecz fale, lekko tylko spienione, biegnę w przeszłość, i wyobrażam sobie, i widzę przed sobą zaśnieżone leśne pustkowia wokół Panina, ślady sań wdzierających się w stężałą od mrozu biel, rżenie koni, tej komandirowskiej dwojki, biegnącej żwawo w puchową głąb dalekiego duktu, a więc nie trzeba nimi powozić, a na baranich skórach Ludka i ja, i ta zima naszego oczarowania i zachwytu, i nie wiemy jeszcze, że nie minie kilka miesięcy, a powiemy sobie:<br>- Proszczaj, miłaja, wsiego tiebie samogo łuczszego...<br>- Proszczaj
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego