bardziej mnie poruszyła. <br>Często teraz płaczę. Rozczulam się nad sobą obrzydliwie. Nienawidzę tego, a jednak poddaję się tej ckliwości. <br><br>Dotykam brzegu wanny. Chłód. Zośka karmi mnie proszkami. I już wanna jest trumną - leżę w niej cała w bieli, w kwiatach, w blasku świec, w kadzidłach, grzmią organy... nie! wiolonczela, jakieś rzewne adagio... Jak na ślubie. Grześ klęczy przy trumnie, trzyma mnie za martwą rękę, szlocha, "Ewo - Ewo - ". Śmiać mi się chce i płakać. Bo nie da się odegnać myśli, że umrę, że miłość nasza skończy się na cmentarzu. <br> Wczoraj był u mnie. Dobrze nam jest ze sobą! Tego nie sposób wyrazić