organizmu. - Pociągnął jeszcze jeden łyk. - Znałem ja takich, co to... <br>- Panie doktorze - zirytowała się Voestleven - podpisał pan w imieniu... <br>- Co, podacie mnie do sądu? - zaśmiał się Ducheé. Wstał, poczłapał do telewizora, wyłączył, poczłapał do okna, wyjrzał, strzepnął z karku robaki, odstawił butelkę. <br>- A kto jeszcze pana budził? - zapytał Daniel. <br>- Ten rzeźnik o kubistycznej gębie. <br>- I o co pytał? <br>- Aha, dał nogę bez słowa, co? - zarechotał Ducheé, układając się z powrotem na kanapie. - Nigdy nie wierz najemnikom. Zwłaszcza jeśli płacisz z góry, a ich naprawdę czeka robota. W sześćdziesiątym czwartym... <br>- Chryste Panie, doktorze! - żachnęła się Voestleven. - Dlaczego odesłał pan rodzinę? Dzwonili z