Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
otwierała i zamykała szuflady, szukała binokli, układała i liczyła chustki do nosa, staniczki, pończochy...

Po południu siły domowników wyczerpywały się. Matka kładła się z kompresem na głowie, Gawriła siedział na ganku i czekał na lepszy humor Tekli, Krysia uciekała z Sieriożą do Warżańskich albo do Stiebłowów, ja zaś, pozostawiony samemu sabie, korzystałem z rzadko nadarzających się chwil swobody.

Nasz dom zwrócony był fasadą w stronę torów kolejowyćh. Z prawej strony domu było wejście frontowe. Tu na wprost ganku rozpościerał się trawnik; pośrodku widniał duży, okrągły klomb. Rosły na nim zazwyczaj bratki obramawane dokoła rezedą. Wzdłuż parkanu ciągnęły się mniejsze kwietniki graniczące
otwierała i zamykała szuflady, szukała binokli, układała i liczyła chustki do nosa, staniczki, pończochy...<br><br>Po południu siły domowników wyczerpywały się. Matka kładła się z kompresem na głowie, Gawriła siedział na ganku i czekał na lepszy humor Tekli, Krysia uciekała z Sieriożą do Warżańskich albo do Stiebłowów, ja zaś, pozostawiony samemu sabie, korzystałem z rzadko nadarzających się chwil swobody.<br><br>Nasz dom zwrócony był fasadą w stronę torów kolejowyćh. Z prawej strony domu było wejście frontowe. Tu na wprost ganku rozpościerał się trawnik; pośrodku widniał duży, okrągły klomb. Rosły na nim zazwyczaj bratki obramawane dokoła rezedą. Wzdłuż parkanu ciągnęły się mniejsze kwietniki graniczące
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego