Typ tekstu: Książka
Autor: Mariusz Sieniewicz
Tytuł: Czwarte niebo
Rok: 2003
z procy wyskoczył z mieszkania i pobiegł na strych. Przebił się przez kilka sznurów z bielizną, otworzył okienko i wlazł na dach. Wiatr walnął go w plecy - ledwo utrzymał równowagę. Ale i dachu mu było mało, gdyż chmury zwisały na wyciągnięcie ręki. Wspiął się więc na komin i poczerniałą od sadzy ręką zaczął sięgać, gdzie nikt dotychczas w kamienicy nie sięgał. Rozczapierzonymi palcami muskał i gładził żubrzyce, a te, jakby oswojone - pomrukiwały, ociekając drobnym deszczem. Musiały biec chyba z północnej Szwecji, z samego koła podbiegunowego. Przedstawiały sobą widok tak dostojny, że Zygmunt nie mógł oderwać od nich oczu. Wszelki język, nawet
z procy wyskoczył z mieszkania i pobiegł na strych. Przebił się przez kilka sznurów z bielizną, otworzył okienko i wlazł na dach. Wiatr walnął go w plecy - ledwo utrzymał równowagę. Ale i dachu mu było mało, gdyż chmury zwisały na wyciągnięcie ręki. Wspiął się więc na komin i poczerniałą od sadzy ręką zaczął sięgać, gdzie nikt dotychczas w kamienicy nie sięgał. Rozczapierzonymi palcami muskał i gładził żubrzyce, a te, jakby oswojone - pomrukiwały, ociekając drobnym deszczem. Musiały biec chyba z północnej Szwecji, z samego koła podbiegunowego. Przedstawiały sobą widok tak dostojny, że Zygmunt nie mógł oderwać od nich oczu. Wszelki język, nawet
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego