Typ tekstu: Książka
Autor: Bocheński Jacek
Tytuł: Tabu
Rok: 1965
odwrócił się, spojrzał, a miał w spojrzeniu coś takiego, jak ranne zwierzę, wściekłość, bezsilność i strach, jakby się chciał na mnie rzucić i zadusić, i jakby nie mógł ani zadusić, ani uciec, i jakby się tylko bał, czy mu nie zadam jeszcze jakiej rany. Cały spływał strużkami potu. Poprawił sobie sakwę na plecach, poszedł dalej.
Ja niosłam drugą sakwę. Był w niej habit.
Po co?
Bo Nie umiem odpowiedzieć na to, proszę Wielebnych Ojców.
Wtedy też nie wiedziałam, po co niosę habit i po co w ogóle idę, a zaczynało mi się zdawać, że bez celu. Jeśli Diego już taki, to
odwrócił się, spojrzał, a miał w spojrzeniu coś takiego, jak ranne zwierzę, wściekłość, bezsilność i strach, jakby się chciał na mnie rzucić i zadusić, i jakby nie mógł ani zadusić, ani uciec, i jakby się tylko bał, czy mu nie zadam jeszcze jakiej rany. Cały spływał strużkami potu. Poprawił sobie sakwę na plecach, poszedł dalej.<br> &lt;page nr=21&gt; Ja niosłam drugą sakwę. Był w niej habit.<br>Po co?<br>Bo Nie umiem odpowiedzieć na to, proszę Wielebnych Ojców.<br>Wtedy też nie wiedziałam, po co niosę habit i po co w ogóle idę, a zaczynało mi się zdawać, że bez celu. Jeśli Diego już taki, to
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego