krawędzi okapu i ze zdziwieniem spostrzegłem, że nie widzę lin biegnących od miejsca, gdzie był pierwszy taternik, do jego partnera. Rozglądam się, nie ma go! Powinien być pod okapem - pusto! Zmroziło mnie. Dopiero po dłuższej chwili odetchnąłem - zobaczyłem go w połowie płyt. Okazało się, że gdy Józek odciął linę, chłopak ściągnął ją do siebie i zjechał na niej kilkanaście metrów. Dojechałem do niego, zapakowałem w szelki i bez dalszych sensacji wylądowałem pod ścianą.<br>Tak, to była piękna wyprawa. Szybka, sprawna, bez tragicznego zakończenia. Mówiłem, że Węgrzy mieli szczęście, szczególnie prowadzący. Gdy znalazł się na krawędzi okapu, pozostawił tam niepotrzebne już ławeczki