W następnej chwili ekran, opuszczony z sufitu, rozsrebrzył się. W ciszy skupionych oddechów Rohan podszedł, na ile mógł, do wielkiej jasnej płaszczyzny. Zdjęcie było nie najlepsze, w dodatku tylko czarno-białe, w okolu drobnych, bezładnie rozrzuconych kraterów odznaczał się nagi płaskowyż, z jednej strony urywający się linią tak prostą, jakby ściął tam skały jakiś olbrzymi nóż; była to linia brzegowa, bo resztę zdjęcia wypełniała jednolita czerń oceanu. W pewnej odległości od owego obrywu rozpościerała się mozaika niezbyt wyraźnych form, w dwóch miejscach przesłonięta smugami obłoków i ich cieniami. Ale i tak nie ulegało wątpliwości, że osobliwa, zamglona w szczegółach formacja nie