zaplątane w zakamarkach lasu. Żeby wspiąć się na wyrąb, trzeba osunąć się w głęboki jar, a potem pół godziny w górę ścieżką wydeptaną w grząskim, mokrym śniegu, najpierw wśród sośniny, potem przez jodłowy bór, a raczej las pałub, wypróchniałych kolosów, bo resztę już dawno wycięto.<br>Obładowani bańkami z benzyną, piłami, siekierami, z kieszeni sterczą butle po coca-coli pełne herbaty, z całym tym majdanem potrzebnym do pracy i przeżycia, konserwy i chleb też tam są, drapią się jak jakieś antarktyczne mrówki. Zawsze będą się wspinać albo opuszczać w doliny kolejnych przemijalnych królestw w poszukiwaniu drewna, rudy, kamienia, wszystkich rzeczy podstawowych, ciężkich