Izmiraidy, coraz ciemniej, nawet Lévie bez przerwy przesłonięte. <br>Trudno mi mówić. <br>Pokaleczyłem sobie usta. Chyba próbowałem gryźć żywokryst. <br>Odprawię mszę. Ostatni raz. Tak. <br>*<br>...włączyć, bo wtedy ich spostrzegłem. Odstawiłem kielich. Mój cień od tabernakulum pada aż do śluzy. Wypełniają ławki. Ze światłem coś dziwnego. Niebo rozmazane, żadnej gwiazdy, tylko jedna sina mgła. I wielkie dziury od Izmiraid. Jakże blisko muszą być. Ale one też rozmazane, rozsmarowane po mgle, długie smugi od horyzontu do horyzontu; a jestem przekonany, że gdybym się wspiął na krzyż Katedry, mógłbym dotknąć... <br>Zdaje się, że coś nie tak z moim głosem; wszystko oczywiście markuję bezsłownie, ale gardło