topić - szeptał z wściekłością - tylko zejdźcie mi z oczu. Jedźcie do kraju, do Australii, czy do diabła. Bylebym was tu nie oglądał. Tych waszych pytających, dobrych, głupich oczu.<br>Istvan wiedział, że Bajcsy był zbyt wzburzony, żeby grać. Miażdżył, znał swoją przewagę. Słyszał jego sapanie. Przed oczami miał podgardle oskrobane nierówno, siwe i czarne niedogolone włosy, rysy na skórze workowatej podeszły potem. Rozmowa musiała go wiele kosztować. Nie, ja nie będę go atakował, nie zadam ciosu. Nie chcę. Nie chcę. - I nagle wydało mu się, że widzi ambasadora w Budapeszcie, idącego starczym, suwającym krokiem, przystaje wsparty o drzewko, nie zważając na przechodniów