spróbowaliśmy ukradkiem wraz z Anią w noc wiedźm,<br>i wesoło wychodzimy z cienia na smaganą słońcem ulicę, ale nic to: do upałów przyzwyczailiśmy się szybko, a w suchym powietrzu płaskowyżu nawet nie pociliśmy się, i nie bez zgody właściciela wspinamy się na przejeżdżającą obok arbę o wysokich kołach, zaprzężoną w siwego osiołka, i wracamy do trójki: woźnica, sympatyczny młody Pers w szerokich szarawarach i luźnej bluzie, okazuje się ogromnie miły, uśmiecha się do nas, całuje w usta, ściska i poklepuje po tyłkach, a że nie znamy jeszcze bliżej miejscowych obyczajów i upodobań, przyjmujemy to jako oczywisty dowód życzliwości,<br>a tymczasem osiołek