prawicą na lewo, a lewicą na prawo,<br>Pokrzyżował ryk z jękiem, a lamenty ze wrzawą,<br>Aż z tej dudy - marudy dobył dłonią sękatą<br>Pieśń od wnętrza zieloną, a po brzegach kwiaciatą.<br>Wyszli święci z obrazów, bo już mają we zwyku,<br>Że się garną śmierciami do śpiewnego okrzyku.<br>I Bóg przybył skądinąd, niebywały w tej porze,<br>Niebywały, lecz cały zasłuchany! O, Boże!<br><br> Grajże, graju, graj,<br> Dopomóż ci Maj,<br> Dopomóż ci miech, duda<br> I wszelaka ułuda!<br><br>Grał ci drzewne obłędy, sen umarłej zieleni,<br>Rozpacz liści, porwanych wirem zimnych strumieni,<br>I grał marsze żałobne muchomorów, co kroczą<br>Jedną nogą donikąd, kiedy zgon swój zaoczą