pośrednictwem sprzętu GSM, sprawdziły się całkiem nieźle, bo Małysz w konkursach upadł tylko raz. Jest to najlepszy dowód na to, że pan premier całkiem śmiało może korespondencyjnie wyręczać drugiego trenera i zaplecze naukowe kadry skoczków.<br>Moje obawy, rodzące się na tle tego rozwiązania kadrowego, dotyczą ewentualnego projektu wyjścia Profesora na skoczni. Taka potrzeba wynikła właśnie w Salt Lake City, gdzie w konkursie drużynowym Polacy nie wystartowali z powodu braku czwartego skoczka. Myśl o nagłym zastępstwie, dajmy na to zawodnika Kruczka przez Buzka, nie jest bynajmniej hucpą. Cała Polska widziała, jak nasz premier, wprawdzie młodszy o dwa lata, skakał dziarsko z estrady